Facebook Facta Nautica
Facta Nautica - Internetowy Magazyn Nautologiczny
 
-   MORZE   |   MARYNARKA HANDLOWA   |   STATKI   |   OKRĘTY WOJENNE   |   WRAKI   |   MARYNARKA WOJENNA   |   ŻEGLUGA   -
       
Z kapitańskiej skrzyni Roberta Zahorskiego
     
-
-
-
-
     
Pies okrętowy BARCEL
Kapitan ż.w. ROBERT ZAHORSKI-
 
  Kpt. ż.w. Robert Zahorski
Pies okrętowy Barcel na pokładzie frachtowca s/s KOPALNIA MIECHOWICE.
Ze zbiorów autora.
-
   

           Zwykły wielorasowiec. Był naszym psem okrętowym na s/s KOPALNIA MIECHOWICE. Wtedy
było to jeszcze możliwe. Dziś już nie ma zwierząt na statkach. Przepisy sanitarne praktycznie to
uniemożliwiają. Marynarze wracający na statek w Barcelonie znaleźli zabiedzonego szczeniaka. Ktoś go
włożył do kieszeni i zaniósł na statek. Tam nastąpił dalszy ciąg imprezy. Płaszcz z pieskiem został zawieszony
na haku w kabinie. Szczeniak spał, ale się obudził i zaczął piszczeć. No i został na statku. Na imię dostał
Barcel, oczywiście od portu narodzin, Barcelony, co uzgodniono demokratycznie przy kielichu. Kapitan psa
zaakceptował i Barcel pozostał na statku.
------Był to pies wyjątkowy. Średnich rozmiarów,
niecałe 20 kg wagi.  Był bardzo mądry i przebiegły.

------Podczas postoju w stoczni remontowej „Gryfia”,
która jak wiadomo jest na wyspie, sam sobie jeździł
promem na wyprawy do miasta. Maszyniści zrobili mu
obrożę z mosiądzu. Łańcuszek, dwie plakietki z
wyrytym imieniem i nazwą statku.

------Była wtedy ostra zima. Pełniłem wachtę
trapową. Nagle zadzwonił telefon. Rozmówca mnie
spytał, czy dodzwonił się na statek
KOPALNIA
MIECHOWICE
? Potwierdziłem. Powiedział, że ma
naszego psa i żeby go ktoś odebrał. To dzwonił
strażnik z ówczesnej stoczni im. Adolfa Warskiego.
Oficer służbowy posłał mnie po naszego psa. Okazało
się, że Barcel przepłynął wpław kanał na drugą stronę
kanału pośród kry. W nocy! (w nocy prom nie
kursował). Keja była wysoka i Barcel nie mógł wyjść
na brzeg. Ktoś usłyszał skowyczącego psa i go wyłowił
z kanału. Kiedy po niego przyjechałem, miał jeszcze
lód w kudłach.

-----Nasz bosman mieszkał daleko od stoczni.
Któregoś dnia wychodził z domu do pracy. Wsiadając
do swojej „Syrenki” zauważył Barcela awanturującego
się z jakimiś innymi psami. Gwizdnął na niego, pies
wskoczył do auta i razem pojechali do pracy.
Jak on znalazł bosmana na dalekim Pogodnie, tego nie
wiem.
.
BARCEL.
------Po stoczni popłynęliśmy do Gdyni pod załadunek koksu do Karaczi. Trwało to prawie 10 dni. Barcel
urzędował oczywiście w całej Gdyni. Kiedyś wracałem na statek i wszedłem na ostatnie piwo do sławnej
knajpy „Pod Dębem” i zobaczyłem niesamowitą scenę! Przy stoliku siedziały 4 „panienki” a przy nich Barcel  
pił piwo z popielniczki. Lubił piwo, bo to był prawdziwy marynarz.

------Popłynęliśmy w długi rejs. Przez Kanał Sueski do Karaczi. I znów zabawna historyjka z Barcelem w roli
głównej. Na statkach były filmy i projektor 16 mm, taki sam,  jak w dawnych wiejskich kinach objazdowych.  
Podczas postoju na redzie Karaczi, wieczorem, oglądaliśmy film. Była to niema burleska „Komiczny Świat
Harolda Lloyda”. Ekran i projektor ustawione były na pokładzie. Barcel był z nami i leżał pomiędzy leżakami
widzów. Nagle ekran zgasł, rozległ się głośny skowyt, pies się zerwał, „zabuksował” łapami po stalowym
pokładzie i ruszył do nadbudówki. Nie trafił w drzwi i uderzył łbem o szot, rozciągając się bez czucia na
pokładzie. Co się stało? A no z nudów Barcel żuł sobie kabel zasilający projektor. 110 wolt prądu stałego!
W końcu przegryzł kabel i został porażony przez prąd. Scena niczym z filmu Disneya!

------Pies miał swoje sympatie i antypatie. Nie lubił jednego stewarda, byłego majora z wojska. My też go
nie lubiliśmy. Barcel permanentnie obsikiwał mu wycieraczkę przed drzwiami kabiny.
S/s KOPALNIA MIECHOWICE, statek typu Liberty, na którym Barcel przemierzał morza i oceany.
-
 
------Jak wypływaliśmy z kraju, Barcel był bardzo młody. W rejsie statku wydoroślał. W Karaczi, po kei włóczyło
się dużo bezpańskich psów, z którymi Barcel się zakolegował. Szczególnie z sukami. Byliśmy świadkami jak tracił
cnotę z jakąś brązową sunią, przy głośnym dopingu  załogi.  Po kilku dniach zauważyliśmy, że mu z fiuta coś
kapie.  Złapał normalnego tryperka.  Przy piwie zrobiliśmy konsylium. Od kapitana wzięliśmy książkę „Podręcznik
medyczny kapitana”. Przeczytaliśmy, jaka powinna być dawka penicyliny w takim przypadku. Ponieważ
przeciętny mężczyzna waży ok. 80 kg, a Barcel 20 kg, obliczyliśmy dawkę i pies został wyleczony. Niedługo
później pewien weterynarz potwierdził prawidłowość naszego działania.

------Moim obowiązkiem była  cotygodniowa kąpiel Barcela, której nie znosił. Czuł to nadchodzące pranie pod
natryskiem i melinował się gdzieś na statku. Kiedy go niosłem pod prysznic, gestem rozpaczy rozstawiał łapy w
drzwiach natrysku, aby się nie zmieścić. Nic z tego. Po tygodniu był brudny jak nieszczęście. Ale trzeba było
widzieć tę radość, kiedy wybiegał spod prysznica na pokład.

------Cała jego historia na naszym statku ma wiele ciekawych epizodów. Koniec końców, wróciliśmy z rudą żelaza
z Goa do Gdańska. Barcel jak zwykle wsiadał na prom i zwiedzał Nowy Port. Kiedyś przytargał na statek kaczkę,
którą gdzieś zadusił. Przyciągnął ja na prom i na statek. Właściciel kaczki, robotnik portowy mieszkający w
Nowym Porcie przyjechał do nas z awanturą, ale dał się jakoś udobruchać.

-----W sprawach żywienia miał gust niczym rozpieszczony piesek starej panny. Nie jadał byle czego. Lubił surowe
jajka, landrynki, żółty ser i dobre gatunkowo mięso. No i piwo. Zabawnym widokiem było kiedy po raz pierwszy
dostał surowe jajko w całości. Nie wiedział, jak się do niego dobrać. Toczył je po pokładzie, aż w coś uderzyło i
się zbiło. Szybko się nauczył. Po prostu brał jajko do pyska i upuszczał na pokład.

-----Po powrocie do Gdańska trwała odprawa statku. Pozwolono rodzinom wejść na statek i czekać na koniec
odprawy w messie. To trwało. Jedna z żon jadła kanapkę. Zobaczyła Barcela i wyjęła wędlinę z kanapki i mu
dała. Barcel wziął kiełbasę pomiędzy dwa zęby z wyraźnym brakiem entuzjazmu, wyszedł z messy i porzucił
kąsek.

-----Niestety marny los go spotkał. Kiedy schodziłem na urlop, chciałem go zabrać do domu mojej przyszłej żony.
Warunki miałby tam doskonałe, ale załoga się nie zgodziła. Potem ludzie na statku się zmienili. Nie wiem, co już
było potem.  Po około dwóch latach zobaczyłem go w Gdyni w grupie bezpańskich psów. Zawołałem: Barcel!
Zatrzymał się, spojrzał na mnie przez chwilę, machnął kilka razy ogonem i pobiegł za kumplami. Więcej już go nie
widziałem.
.
 
Opublikowano 14 maja 2018 roku
 
 
W  FACTA NAUTICA także:
Robert Zahorski: Moje morskie wspomnienia. Tak to się zaczęło.
Robert Zahorski:
Radiooficer - zawód wymarły.
Robert Zahorski:
Codzienność w Szkole Morskiej.
 
_________________________________________________________________________________________
Facta Nautica
dr Piotr Mierzejewski
-
 
Statki i okręty. Facta Nautica. Shioos and Wrecks.
 
     
 
Sztandary haftowane, szkolne  i strażackie