Facebook Facta Nautica
Facta Nautica - Internetowy Magazyn Nautologiczny
   
-   MORZE   |   MARYNARKA HANDLOWA   |   STATKI   |   OKRĘTY WOJENNE   |   WRAKI   |   MARYNARKA WOJENNA   |   ŻEGLUGA   -
           
WSPOMNIENIA
       
         
         
         
 
-  JAK ZOSTAŁEM DRUGIM  -
 
 
  Wojciech T. Pyszkowski
   
 
           
M/s KOPALNIA MARCEL. Masowiec.
.
Masowiec m/s KOPALNIA MARCEL w Hamburgu (lata siedemdziesiąte).
-
Na „Kopalnię Marcel” zamustrowałem na stanowisku Trzeciego Oficera. Niespodziewane wydarzenia sprawiły,
że…  Oto poniżej fragment z tym związanych wspomnień.

Bełty, 20 października, 1971 r.

Z Gdyni wyszliśmy o drugiej nad ranem poprzedniego dnia. Jednak zamiast od razu rozpocząć podróż, rzuciliśmy
kotwicę na redzie i tkwiliśmy tam aż do godziny 9.30. Nieprzewidziany postój wynikł z awantury z nowym
Drugim Oficerem. Nie dość, że spóźnił się kilka godzin na „tablicę na burcie”, to jeszcze był kompletnie pijany.
Kapitan z miejsca zmustrował go, musieliśmy więc do rana czekać na nowego. Tymczasem w biurze PŻM
oświadczono, że w tej chwili nie dysponują zastępstwem, więc Kapitan, rad nie rad, musiał Drugiego przyjąć z
powrotem.

Patrzą teraz na siebie bykiem. Stosunki nieciekawe. Drugi będzie musiał zapłacić za przestój w porcie i na
redzie. Oczywiście ma zmustrować ze statku zaraz po tym rejsie.

Płynę na stanowisku Trzeciego Oficera. Kapitan niespodziewanie przydzielił mi Asystenta. Z pewnością chciał się
w ten sposób zemścić na Drugim, ale wiem także, że zmiana ta nastąpiła na prośbę samego Asystenta, który
stwierdził, powołując się na poprzedni rejs, że ode mnie nauczy się o wiele więcej. Cieszę się z tego, będę miał
trochę mniej pracy na wachtach.

Morze Północne, 21 października, 1971 r.

Weszliśmy w potężny sztorm. Zaczęło dmuchać już na
Bałtyku, ale stan morza nie był jeszcze tak wysoki.
Dopiero tutaj rozhuśtało się na dobre. Na domiar złego
na statku zdarzył się wypadek. Opisuję go niemal na
gorąco, nadal czując zdenerwowanie.

Bezpośrednio po objęciu przeze mnie porannej wachty,
obluzowały się beczki pod bakiem i jeszcze coś w samym
magazynku. Pierwszy Oficer, czyli Chief, postanowił
pójść tam razem z Bosmanem. Polecił mi dać „pół na
przód” bez zmiany kursu, zamiast odwrócić statek rufą
do wiatru i fali, i wyszli na pokład. Był to w panujących
warunkach krok niemal samobójczy. Nawet nie
powiadomili o tym Kapitana, który spał.

Wszystko przebiegało sprawnie aż do momentu, kiedy
nagle na pokład wdarła się wysoka fala, zakrywając cały
dziób. W chwilę po tym ujrzeliśmy Bosmana,
prowadzącego zakrwawionego Chiefa.

Obrażenia okazały się bardzo poważne. Chief, porwany
przez falę, wpadł na burtę i rozbił sobie głowę aż do
kości, uszkodził kość policzkową, połamał żebra i przeciął
ścięgna lewego uda. Nie mogliśmy sami mu pomóc.
Stracił dużo krwi, a od najbliższego portu dzieliły nas 4
godziny. Natychmiast połączyliśmy się z pobliską
nabrzeżną stacją ratowniczą, która bardzo szybko
przysłała helikopter sanitarny.

Akcja zdejmowania Chiefa z pokładu przebiegała jak w
sensacyjnych filmach.
Sztorm.
Ze śmigłowca, zawieszonego nad targanym falami statkiem, opuścił się ratownik wraz z ze specjalnie
przystosowanymi do tego noszami. Dopiero po kilku próbach udało mu się trafić na pokład. Z pomocą Bosmana
umieścił w noszach rannego i podciągnięty do góry odleciał w kierunku lądu.

Rejs zaczął się pechowo i oby nie był to zły omen na dalsze tygodnie. Nie możemy go przerwać i czekać na
wieści o Chiefie. Płyniemy dalej, a Kapitan przesunął pozostałych oficerów pokładowych o stanowisko wyżej. Nie
wiem tylko, czy będzie się to łączyło ze zmianą funkcji i płac. Jest to mi zresztą obojętne. Od dzisiaj więc jestem
pełniącym obowiązki Drugiego Oficera.
Kanał La Manche, 23 października, 1971 r.

Nareszcie skończył się sztorm. Dał się nam porządnie we znaki. Czuję się zmęczony i rozbity, no i ten wypadek z
Drugim… Jeszcze nie mogę się otrząsnąć z przygnębienia.

Dzisiaj Radio odebrał telegram ze szpitala. Chief czuje się dobrze, jest pozszywany i nie ma żadnych obrażeń
wewnętrznych. Poleży tam jednak miesiąc, gdyż wymaga tego kuracja nogi – brakuje mu przecież kawałka uda.
Sztorm zabrał spod baku skrzynkę p-poż wraz z dwoma wężami. Wszystko przepadło za burtą. Będę musiał
sporządzić zamówienie na ten sprzęt, ponieważ dział szalupowy i przeciwpożarowy nadal podlega mojej opiece.
Pogoda poprawiła się, pozostała jednak martwa fala, która nie daje nam spokoju. W nocy wejdziemy na Biskaje.
Pewnie znowu pokołysze.

Dzisiaj też dowiedzieliśmy się, że przesunięcie o stanowisko wyżej łączy się z formalnym awansem na cały rejs,
a więc ze wzrostem zarobków. Tak zadecydowało biuro PŻM. Nie wiemy tylko jeszcze, czy będziemy musieli
przekazywać sobie podległe działy. Prawdopodobnie sytuacja wyjaśni się ostatecznie za kilka dni.
Ten przypadkowy awans nie przyniósł mi jednak satysfakcji. Ma gorzki posmak nieszczęścia.

Atlantyk, 25 października, 1971 r.

Myślę o żonie, którą zostawiłem w kraju. Dzisiaj jest piąta rocznica naszego ślubu. Bardzo żałuję, że nie
jesteśmy razem. Moglibyśmy bardzo przyjemnie ją uczcić, a tymczasem muszę poniewierać się gdzieś na
morzu...

Ten dzień, który powinien być dla nas niezwykły i uroczysty, minął wyjątkowo prozaicznie. Poza zwykłymi
godzinami wacht miałem jeszcze sporo pracy przy przejmowaniu działu sanitarnego. Sprawdziłem wszystko
bardzo dokładnie i wykryłem sporo braków i niedociągnięć. Jutro sporządzę odpowiedni protokół i spróbuję
przejąć dział nawigacyjny. Porządkowanie nowych działów zajmie mi sporo czasu, podczas gdy w pożarowym i
szalupowym miałem już wszystko zapięte na ostatni guzik. Zacznę także przekazywać Asystentowi swoje.
On też dostał niespodziewany awans – na Trzeciego Oficera.

Czas na nowej wachcie płynie bardzo szybko (od 24.00 do 4.00 i od 12.00 do 16.00). Jutro wieczorem miniemy
Gibraltar, a w niedzielę wejdziemy do Wenecji. Pogodę mamy nareszcie bez zarzutu.
Morze Śródziemnie, 28 października, 1971 r.    

Już ostatecznie objąłem działy Drugiego Oficera i
wgryzłem się w nowe obowiązki. Zajęło mi to trzy dni.
Zbliża się koniec miesiąca i musiałem sporządzić
niezbędne sprawozdania z działu sanitarnego, które
trzeba potem przesłać do biura. Ponadto, wraz z
wyładunkiem w Wenecji zakończy się podróż nr 40.
Do mnie więc będzie należało wykonanie raportu
eksploatacyjnego, który na szczęście wyprowadziłem
już na bieżąco (poprzedni II Oficer robił to wszystko na
ostatni moment). Mam do poprawienia cztery zaległe
Notices. Poza tym poprawiłem już wszystkie pozostałe
wydawnictwa nawigacyjne i mapy trasowe. Jednym
słowem, wziąłem „byka za rogi” i nareszcie mogę
powiedzieć, że nadrobiłem większość zaległości.
.
Sztorm.
 
   
Pozostanie mi jeszcze uporządkowanie i uzupełnienie zapisów w książce inwentarza działu sanitarnego (nie była
ona prowadzona od roku, co zaznaczyłem w raporcie przy przejmowaniu nowych obowiązków) oraz porównanie
ze stanem faktycznym obowiązujących norm wyposażenia statkowej apteczki i zamówienie brakujących
lekarstw.  Ale jest to zadanie, które mogę spokojnie sobie rozdzielić na całą resztę rejsu.


Nie czuję się najlepiej. Dodatkowa praca, jaką wykonałem, sprawiła, że gonię resztkami sił. Do tego jeszcze
krótkie postoje w kraju i w portach… Nie mam czasu odpocząć i odprężyć się. Zaczynam coraz częściej
denerwować się i wpadać w przygnębiający nastrój.



Wojciech T. Pyszkowski
                   
        Opublikowano 28 marca 2019
________________________________________________________________________________________
Facta Nautica
dr  Piotr Mierzejewski
.
           
 
Statki i okręty. Facta Nautica. Shioos and Wrecks.
 
           
 
Sztandary haftowane, szkolne  i strażackie
 
           
 
Skok przez Atlantyk
KOPALNIA MYSŁOWICE
Mój pierwszy statek
Wyjście w morze
Początki w PSM
Kandydatka na
DARZE POMORZA
Marynarskie wigilie
Wachta
Jak zostałem Drugim