Facebook Facta Nautica
Facta Nautica - Internetowy Magazyn Nautologiczny
 
-   MORZE   |   MARYNARKA HANDLOWA   |   STATKI   |   OKRĘTY WOJENNE   |   WRAKI   |   MARYNARKA WOJENNA   |   ŻEGLUGA   -
       
Z kapitańskiej skrzyni Roberta Zahorskiego
   
       
       
       
       
- STAN WOJENNY -
Kapitan ż.w. ROBERT ZAHORSKI-
 
  Kpt. ż.w. Robert Zahorski
Statek m/s Górny Śląsk
Rok 1986, Gdynia: Masowiec m/s GÓRNY ŚLĄSK już jako pływający magazyn MP-MPH-Gdy-9.
Fotografia: Piotr Grześkowiak.
.
 

-  STAN WOJENNY -
 
Byłem wtedy kapitanem statku GÓRNY ŚLĄSK. Marynarze nazywali go „Sierotka”. Po Matce chrzestnej,
Stanisławie Gierkowej, po tym jak jej mąż popadł w niełaskę.

........Statek był w Szczecińskiej Stoczni Remontowej na remoncie klasowym. Remont był skończony, a
wyjście w próby morskie było wyznaczone na niedzielę 13 grudnia 1981 roku. Z praktyki wiedziałem, że termin
wyjścia w próby bywał przesuwany. Rano, z domu chciałem zadzwonić do dyspozytora SSR, aby spytać, czy
termin prób jest aktualny. Telefon był głuchy. Goliłem się, kiedy żona zawołała mnie do telewizora. Przemawiał
Jaruzelski.  Mieszkałem na drugim końcu Szczecina, daleko od stoczni. Poszedłem piechotą. Dotarłem na czas
na statek. Wtedy nie miałem bladego pojęcia, czym jest ten stan wojenny. Myślałem, że próby morskie
pomimo tego się odbędą. Statek miał dodatkowy prowiant dla ekip stoczniowych, które brały udział w próbach.
Silnik był w stanie gotowości a załoga na burcie.  

........Wieczorem przyszło na statek 4 ludzi z PŻMowskiej komisji zakładowej „Solidarności”. Prosili mnie, abym
pozwolił im przebywać na statku. Znałem ich, a jednym z nich Wojtkiem Kubickim nawet pływałem. Był u mnie
I oficerem na statku
KUJAWY. Zima była sroga. Nie mogłem ich zostawić na dworze. To chyba oczywiste.
Statek był już w stanie ruchu, działało ogrzewanie i były wolne kabiny.

........O tym że przyszli do nas, zadecydował przypadek. Pierwotnie mieli zamiar pójść na siostrzany „Dolny
Śląsk”, gdzie kapitanem był mój starszy kolega Zygmunt Ziółkowski. Statek ten dopiero przybył ba remont i
jeszcze nie miał odstawionego ruchu. Powstrzymał ich od tego zamiaru marynarz trapowy „Dolnego Śląska”.
Był to emeryt. PŻM zatrudniał czasem emerytów w takiej pracy, pomagając im dorobić do skromnych
emerytur. Pozwalało to też wykorzystywać wolne członkom stałej załogi statku.  Ktoś z tej grupy
solidarnościowców z Komisji Zakładowej rozpoznał jednak trapowego, którego podejrzewał o współpracę z SB.
Przyszli więc do mnie. Znając kapitana Ziółkowskiego jestem przekonany, że także nie odmówiłby im gościny i
to on miałby te kłopoty, a nie ja.

........Następnego dnia rano, w poniedziałek, poproszono mnie do messy. Jeden z działaczy apelował do załogi
o ogłoszenie strajku solidarnościowego.  Przekonałem załogę, że jest to bez sensu, bo wachty muszą być
pełnione, a nawet wzmocnione dla bezpieczeństwa statku.  To przekonało załogę. Wkrótce przyszedł do mnie
kapitan Zygmunt Ziółkowski z siostrzanego
DOLNEGO ŚLĄSKA, który dopiero przyszedł do stoczni na remont
klasowy i jeszcze nie miał odstawionego ruchu. Powiedział, wszyscy kapitanowie statków stojących w
Szczecinie mają udać się do dyrekcji.

........Ja ciągle myślałem, że próby się odbędą.  Zawsze woziłem ze sobą dobre półprofesjonalne radio.
Słuchałem w morzu polskojęzycznych stacji. RWE, VOA i BBC. Pomimo wściekłej pracy zagłuszarek, powoli
dowiadywałem się, co to jest stan wojenny. Dowiedziałem się o aresztowaniach i represjach. Stoczniowcy
pełniący obowiązki porządkowych mówili, że kto opuści teren stoczni, już nie będzie mógł do niej wrócić.  
Ciągle wierzyłem, że te próby, choć z opóźnieniem, się jednak odbędą i moja obecność na statku była
konieczna. Trzymałem też całą załogę na statku, nie pozwalając nikomu jego opuścić.  Po pewnym czasie
Zygmunt wrócił i powiedział, że mam natychmiast stawić się w dyrekcji. Poszedłem i znów pieszo. A tam
burza. Wezwano mnie do dyrektora naczelnego, pana Ryszarda Kargera. Zostałem dyscyplinarnie
wyokrętowany i zdegradowany do stanowiska I oficera.W załączeniu kopia dokumentu z tą decyzją „kierownika
jednostki zmilitaryzowanej”. Okazało się, że jeszcze wieczorem 13 grudnia członek KZ „Solidarności” pan Grela
usiłował zorganizować strajk załóg przez radiotelefon UKF, który był w biurze pokładowym statku. Usłyszał to
kierownik biura portowego PŻM i poinformował o tym dyrekcję.  Oficjalnym powodem mojej degradacji było
„naruszenie dyscypliny łączności w stanie wojennym”. To był absurdalny zarzut, bo zakaz korzystania z UKF
wprowadzono właśnie z powodu wydarzenia na moim statku.  Ukarano mnie powołując się na przepis, który
zadziałał wstecz.
Stan wojenny - Polska Żegluga Morska
........Wróciłem na statek pozbierać swoje rzeczy.
Załoga odprowadziła mnie na prom, nie pozwalając mi
nieść swojego bagażu. Byłem wzruszony.

........Zostałem oddany do dyspozycji Głównego
Nawigatora, kapitana Zygmunta Kościeleckiego. Nie
wiem, z jakich powodów on mnie bardzo lubił. Uważał
się nawet za mojego mentora. W jednym z pokoi
biurowca, ja i jeszcze kilku innych politycznie
podpadniętych poprawialiśmy mapy i inne
wydawnictwa nawigacyjne. Odmówiłem zaokrętowania
na stanowisko I oficera, a Główny Nawigator zastrzegł
w kadrach, aby bez jego wiedzy nie kierować mnie na
statek. Wielu moich zdawało się dobrych znajomych,
udawało na korytarzach biurowca, że mnie nie zna. No
cóż, tak bywa.

.........Główny Nawigator powiedział mi w wielkiej
tajemnicy o naradzie, która odbyła się w mojej
sprawie. Musiałem złożyć przyrzeczenia, że nikomu o
tym nie powiem. Powiedział mi: „pamiętaj, tylko moja
śmierć, albo ja sam mogą Cię z tego przyrzecznie
zwolnić”.  Zgodziłem się. On już nie żyje, więc mogę o
tym swobodnie mówić.  W czasie tego swoistego sądu
kapturowego nad moją osobą, jeden z dyrektorów PŻM
wnioskował, aby mnie postawić przed sądem
wojennym.

.......W sierpniu tego roku zmarła moja żona i
zostałem z 11 letnim synem. Obrona przyszła z
nieoczekiwanej strony. W naradzie tej brał udział
komisarz wojskowy, jakiś wyższy oficer z wojska.
Moja degradacja.
Kliknij obrazek, aby powiększyć.
.
Zapytał, rozgorączkowanych, chcących się przypodobać władzy PŻM owskich nadgorliwców, czy zdają sobie
sprawę z tego, że moje dziecko może trafić do sierocińca. Powiedział też, że jego zdaniem nie ma powodu
postawienia mnie przed sądem wojennym.

........Dyrektorem ds. pracowniczych był dawny radiooficer. Pływałem z nim na linii Zachodniej Afryki i tam
byliśmy po prostu kolegami ze statku. Nadal byliśmy po imieniu, a on nie wypierał się naszego koleżeństwa.  
Powiedział mi kiedyś, ze nade mną są czarne chmury i że dobrze by było abym na jakiś czas znikł z firmy.
Spytał mnie, czy złożyłem wniosek o skierowani mnie do „Polservisu” i o związany z tym dwuletni urlop
bezpłatny. Odpowiedziałem, że tak, ale czekam, w kolejce. Ku mojemu zdumieniu dostałem zgodę. Nie
wiedziałem tylko czy dostanę paszport służbowy, ale widocznie biurokracja nie była dosyć sprawna i
otrzymałem ten dokument. No i zniknąłem z PŻM na 2 lata.

........Moim synem na ten czas zajęła się mama, ale mogła tego robić ciągle. Po powrocie dostałem pracę, jako
Specjalista ds. ładowania statków. Zwykle był to Główny Specjalista, ale ja byłem „politycznie podejrzany”.
Potocznie się mówiło Główny Sztauer.  Siedzibę miałem w Biurze Portowym PŻM, którym kierował ten, który
na mnie doniósł. Ale ja wtedy nie wiedziałem, że to jego sprawka.

........Późniejsze zdarzenia miały związek z tą sprawą.

........Kiedyś na mieście usłyszałem przypadkową rozmowę. Dwóch mężczyzn rozmawiało o stanie wojennym.
Jeden z nich mówił, że „jeden kapitan popłynął swoim statkiem do Gryfina, po żywność dla strajkujących
robotników.” Plotki po Szczecinie krążyły więc różne.
........Wracałem od znajomych z szczecińskiego Głębokiego. Padał rzęsisty deszcz. Chciałem skręcić w kierunku
śródmieścia, kiedy na przystanku autobusowym skąd odjeżdżał autobus w przeciwnym kierunku, zobaczyłem
starszą kobietę z białą laską w ręku. Podjechałem i zapytałem dokąd chce jechać?  Powiedziała że do Polic,
czyli w przeciwnym kierunku do mojego. Zrobiło mi się jej żal i ją podwiozłem. W czasie rozmowy,
dowiedziałem się, że jest siostrą tego członka KZ „Solidarności”, przez którego wpadłem w tarapaty. Nic jej o
tym jednak nie powiedziałem.

........Po latach razem z moją obecną żoną prowadziliśmy pensjonat w Karpaczu. Ja pomagałem żonie w
przerwach pomiędzy kolejnymi statkami. Po powrocie, żona opowiedziała mi, że odwiedził ją Wojtek Kubicki,
którego też „przechowałem” 13 grudnia 1981 na
GÓRNYM ŚLĄSKU. Wynajął razem ze swoją żoną pokój.  
Wszedł do nas tylko dlatego, że nazwa pensjonatu będąca moją „ksywą” od szkoły morskiej i logo
przedstawiające marynarza z fajką, natychmiast mu się ze mną skojarzyło. Przezwisko to przylgnęło do mnie
na całe życie.  Jak czegoś nie można pokonać, to trzeba polubić. W czasach pracy w PŻM na lądzie
wybudowałem jacht żaglowy, który też tak nazwałem. Nazwę tę zresztą zachował także nowy właściciel mojej
łódki.
........Wojtek w czasie stanu wojennego dostał paszport, bilet w jedną stronę i propozycję nie do odrzucenia.  
Osiedlił się w Holandii. Przez cały czas miał wyrzut sumienia, że spowodował moją degradację. Kiedy
zatelefonowałem do domu z jakiegoś portowego telefonu, oni akurat u nas byli. Powiedziałem mu, że nie mam
do niego żalu, że to zawiniły okoliczności, a nie on. Żona mówiła mi potem, że on płakał w czasie tej rozmowy.  
Wojtek już niestety nie żyje.

........Musiałem zrezygnować z pracy na lądzie i wrócić na pływanie, gdyż groziła mi utrata uprawnień
zawodowych. Zaokrętowałem na mały masowiec
SUWAŁKI. Statek kończył remont w Szczecińskiej Stoczni
Remontowej. Wtedy pojawił się poważny problem z silnikiem. Wał w jednym z łożysk ramowych nie przylegał
dokładnie na całej jego powierzchni, tylko częściowo. Starszy mechanik powiedział mi, że to grozi poważną
awarią na morzu. Było to tuż przed wigilią Bożego Narodzenia. Na stoczni przebywał pewien człowiek z PŻM,
który popadł w niełaskę za aferalne remonty siarkowców na Dalekim Wschodzie. Był w stoczni na pewnego
rodzaju zesłaniu, po utracie wysokiego stanowiska w służbach technicznych armatora. Miał nadzorować
remonty statków PŻM, a właściwie to nic nie robił. Powiedział on dyrektorowi zakładu, któremu podlegał nasz
statek, że ja i starszy mechanik chcemy zatrzymać statek w Szczecinie na Święta. Zostałem wezwany na
rozmowę. Dyrektor zaczął na mnie krzyczeć, zarzucając sabotaż. To był ten sam pan, który w czasie pamiętnej
narady w mojej sprawie, wnioskował postawienie mnie przed sądem wojennym. Zapytałem go, więc
spokojnie, czy znów będzie dla mnie wnioskować to samo? Był zaskoczony, że znam sprawę. Wyszedłem z jego
gabinetu trzaskając drzwiami. Myślałem, że mnie wyrzucą z pracy, ale nic takiego się nie wydarzyło. Może
dyrektor nie chciał nieuniknionego ponownego nagłośnienia tej sprawy.

.......W Gdańsku, dokąd statek popłynął po ładunek węgla do Irlandii zrobiono prowizorkę. Tak wybrano biały
metal panewki, aby dopasować łożysko do czopa wału, nadając mu kształt minimalnie stożkowy.  (Mechanicy
wybacza mi pewnie drobne nieścisłości, ale wiadomo, o co chodzi.) Zaraz po wyjściu w morze, jeszcze w
Zatoce Gdańskiej, starszy mechanik powiadomił mnie, że znalazł w silniku wytopiony metal łożyskowy. Po
zdaniu pilota powoli rozkręcaliśmy obroty silnika, stale kontrolując to łożysko. Nawet nie osiągnęliśmy jeszcze
pełnych obrotów, kiedy wystąpiły te objawy. Statek wrócił do Gdańska gdzie dokonano wreszcie właściwej
naprawy. Nie przypominam sobie, aby ktoś został za to ukarany.  Towarzystwo wzajemnej adoracji w PŻM
działało.

.......Nie roszczę sobie prawa do „kombatanctwa” stanu wojennego i jakiś szczególnych zasług. Postąpiłem tak
z powodów czysto ludzkich.  Była ostra zima, ja znałem tych ludzi, było to, więc zupełnie zrozumiałe. Padłem
po prostu ofiarą okoliczności. Po 1989 nie wróciłem już do „Solidarności”, Komisja Zakładowa za bardzo
przypominała mi Komitet Zakładowy PZPR, a „Biała Dama”, czyli „Ostatni ochmistrz Rzeczypospolitej”
ostatecznie mi ją obrzydził.  Obecnie widoczne upolitycznienie „Solidarności” tylko to potwierdza. Moim
zdaniem „Solidarność” walnie przyczyniła się do kłopotów PŻM.

.......I jeszcze jedno. Pewien kolega z mojego rocznika PSM nazwał mnie na Facebooku lewakiem...
Bez komentarza.
Opublikowano 13 grudnia 2018 roku

WERSJA DO DRUKU
 
_________________________________________________________________________________________
Facta Nautica
dr Piotr Mierzejewski
-
 
Statki i okręty. Facta Nautica. Shioos and Wrecks.
 
     
 
Sztandary haftowane, szkolne  i strażackie
 
     
Kapitan ż.w.
ROBERT ZAHORSKI
 
Robert  Zahorski
Notka biograficzna
 
Tak  to się zaczęło ...
 
RADIOOFICER
Zawód wymarły
 
Codzienność
w Szkole Morskiej
 
BARCEL
Pies okrętowy
 
SS GLIWICE
Mój pierwszy statek
w PŻM
 
Moje
dyplomy i certyfikaty
 
Marynarski biznes
 
Praktyka na
m/s JAN MATEJKO
 
Moi Kapitanowie
 
Najbardziej traumatyczne
przeżycie
 
Kucharze na statkach
 
Mechanicy okrętowi
 
Portsmouth